Było grubo po północy. Wędrowałem z południa na zachód. Nie było łatwo.
Taka podróż kosztuje wiele wysiłku, Żywiłem się tym co znalazłem (jadalnego) na mojej drodze. Niestety, nie miałem nic do picia. Chciałem się napoić byle czym, choć by kałużą. W końcu, znalazłem majestatyczny wodospad. Od Razu wskoczyłem do wody. Czułem się jak w raju. Gdy wyszedłem, oczepałem grzywkę równocześnie susząc sierść.
Nie zauważyłem tylko, że za mną stoi jakaś obca mi wadera. Przestraszyłem się odskakując do tyłu. Nie wiedziałem co robić. Miałem rzucić się na nią z kłami? .. przywitać się przyjaźnie, czy może jednak uciec. Zachowałem zimną krew. Podszedłem i zmarszczyłem brwi. Na wszelki wypadek pokazałem kły. Po minucie ciszy, owa wadera odezwała się przyjaznym tonem powiedziała...
(Nie jakaś wadera dokończy)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz